Intencja najważniejsza!
Zastanówmy się kim są nasi klienci, jaki mamy stosunek do nich i co zrobić, żeby praca z ludźmi była fascynująca, a ja podzielę się moją historią, jak odkryłam prawdę i jak ona mi pomogła obsługiwać klienta najlepiej jak potrafię, bez ryzyka uszczerbku na mojej osobowości:-))
Kiedy słyszysz słowo „Klient” lub myślisz o swoich klientach, to jakie pierwsze określenie przychodzi Ci do głowy?
Być może czujesz ciarki, bo będziesz musiał/a się z nim spotkać, obsłużyć go, a on Ci nawytyka…
Być może masz niechęć już do swoich klientów, szczególnie tych, którzy marudzą na wszystko i będziesz tego wysłuchiwać przez następną godzinę, ale cóż, musisz, bo żeby zarobić pieniądze, taki już Twój los…
Być może boisz się, że znów ktoś Cię nawymyśla, zmiesza z błotem, spojrzy krzywo… Skąd to wiem? Wszystko to przeżyłam na własnej skórze, ale wyszłam zwycięsko i teraz powiem Ci jak.
Zawsze pracowałam w handlu. Handlu czymś: a to produktami, a to usługami… Obsługa klienta była zawsze.
Ciężko mi było z ludźmi, bo zawsze miałam na pierwszym miejscu interes. Wiedziałam, że klient zadowolony- wraca. Postawiłam klienta na pierwszym miejscu w firmie. Bo jest taka zasada, że klient zadowolony powie o tym 3 osobom, a niezadowolony aż jedenastu! U mnie klient był zawsze na pierwszym miejscu i zawsze traktowany z należytą czcią.
Ale czy nie czciliśmy klienta nie jak człowieka, ale jak boga? Czyż nie był najważniejszy w jakimś dziwnym sensie? „Klient ma zawsze rację”- mówi przysłowie.
A ja kiedyś usłyszałam od Arcybiskupa Grzegorza Rysia zdanie, które wytrąciło z letargu myślowego moje komórki mózgowe:
„może i masz rację, ale jakie z tego płynie dobro?”
A więc jednak! To, czego należy szukać, to nie racji, ale prawdziwego dobra.
Po latach pracy w firmie, dla siebie, zaczęłam pracować dla Boga-zaczęłam organizować i prowadzić rekolekcje. Ludzie powierzali mi swoje sprawy, a ja oddawałam je w modlitwie Bogu. Poznawałam ludzi od zupełnie innej strony: wrażliwej, emocjonalnej, duchowej… Poznawałam tragiczne historie, ból, cierpienie i widziałam, że w każdym ludzkim sercu jest ta niesamowita delikatna cząstka. Mam poczucie, że im bardziej jest ktoś apodyktyczny i wymagający, tym bardziej cierpi w środku, tym bardziej ma niepoukładane sprawy z Bogiem.
Wtedy Bóg zapraszał mnie do pracy po 19 godzin dziennie i … dawał tyle sił, że nie czuło się zmęczenia. I czasem trudno było zasnąć, bo tyle się działo!
To, co wtedy zrozumiałam, dało mi wiele do myślenia. I najważniejsze wnioski:
- Żeby dobrze obsługiwać klienta, samemu trzeba być dobrym klientem. I zaczęłam się sobie przyglądać w moich transakcjach: na ulicy, w supermarkecie, w restauracji i postanowiłam, że sama będę uprzejma i życzliwa. I wiecie co? Trafiam na takich klientów!
- Podstawą obsługi klienta jest relacja z drugim człowiekiem. Jest godność człowieka.
- Ja jestem po to, by służyć. Służba wyzwala.
- I jest miłość. Nie można nikomu służyć, nie pokochając najpierw Boga w tym człowieku. Jeśli nie kocha się prawdziwie, to każda służba stanie się dla nas służalczością i uciążliwością.
Jeśli nie będziemy kochać , to będziemy się czuć wykorzystywani, niedowartościowani, i odrzuceni. Intencja zmienia wszystko.
Miłość zmieniła wszystko! W moim życiu. Pomyśl, co może zmienić w Twoim:
To z miłości podajesz klientowi talerz z ciepłą zupą w Twojej restauracji, to z miłości przygotowujesz dla klienta pachnącą pościel w swoim hotelu i to z miłości wysyłasz kartki świąteczne, żeby na ich twarzach choć na chwilę zagościł uśmiech! I też z miłości przypominasz o zapłacie składki ubezpieczeniowej.
Jeśli do tej pory tak nie było, to zapraszam Cię do wprowadzenia tej jednej zasady do Twojego życia zawodowego: robienie rzeczy z właściwą intencją: miłością do człowieka.